wtorek, 5 lutego 2013

Maseczki: algowa Tso Moriri i kasztanowa Bielenda

~NAVY~

Cześć :)
Dzisiaj - krótka recenzja dwóch kosmetyków. 
Dawniej lubiłam używać drogeryjnych maseczek i miałam kilka swoich ulubionych typów. Teraz tego nie robię, najczęściej na twarz nakładam zwykłe drożdże albo inne domowe mieszanki, ale skusiłam się ostatnio na kupno kasztanowej maseczki z Bielendy




Nie mam cery naczynkowej, dla której przeznaczona jest ta maseczka - po prostu skończyła mi się witamina C w kapsułkach, a potrzebowałam jej, żeby trochę podleczyć cerę (nieładnie wysypało mnie po próbach OCM), a opakowanie tej maseczki informuje o wysokiej zawartości właśnie witaminy C oraz - rutyny. Razem z wyciągiem z kasztanowca oraz z miłorzębu japońskiego składniki te powinny uszczelniać ściany naczynek, poprawiać krążenie i działać przeciwzapalnie.


(kliknij, żeby powiększyć)




Krok 1 - nałożyłam serum, które miało się wchłonąć, tworząc bazę pod maseczkę. Tutaj jeszcze oczekiwałam na efekt, skóra wydała się nieco nawilżona, wygładzona, napęczniała jak podczas parówki. Krok 2 - nałożyłam na skórę maseczkę, która okazała się nie bardziej skuteczna, niż sylikonowa baza pod makijaż... Skóra nie wchłonęła jej ani trochę, na twarzy pozostała śliska, żółtozielona warstwa, którą po trzech godzinach zdecydowałam się zmyć. Cera pozostała zaczerwieniona, podrażniona, żadnego efektu na plus.

Maseczka miała załagodzić zaczerwienienia i podrażnienia, a mam wrażenie, że lepiej zadziałałaby tu zwykła cytryna... Uważam, że działanie witaminy C powinno być widoczne, tak jak to się dzieje, kiedy używam domowych maseczek. To samo dotyczy pantenolu i innych składników, które maseczka podobno zawiera. Jest to dla mnie duże zaskoczenie, ponieważ Pink była bardzo zadowolona z działania kremu Bielendy z tej samej serii dla cery naczynkowej. A Wy, używałyście kiedyś kasztanowych kosmetyków Bielendy?

Gdyby ktoś chciał wypróbować, kosmetyki tej firmy można znaleźć w większości Rossmanów.


Jeśli chodzi o maseczkę Tso Moriri, to całkiem inna bajka.




Kupiłam ją z ciekawości, wiedząc, że naturalny, krótki i pewny skład - w nim algi morskie oraz sproszkowany ekstrakt z truskawek - musi zapewniać skuteczność. 


(kliknij, żeby powiększyć)


Tso Moriri jest polską firmą, która na bazie sprowadzanych zza granicy surowców produkuje w kraju naturalne kosmetyki. Algi (glony), podstawa maseczki, mają przede wszystkim nawilżać dogłębnie skórę, działać kojąco. Zawierają dużo witamin, minerałów i aminokwasów. Maseczki algowe są bardzo popularne jako domowe oraz profesjonalne zabiegi na poprawę cery.

Maseczka oprócz alg zawiera glukonolakton, inaczej - kwas PHA, który działa jak bardzo delikatny peeling enzymatyczny, dogłębnie nawilża i nie powoduje podrażnień. Glukonolakton otrzymałam jako jeden z gratisów przy zamówieniu z ZSK - od kilku dni stosuję go w stężeniu 14% w toniku, będę obserwować efekty.





Tej części z Was, która stosowała już algowe maseczki, mogą się one kojarzyć z nieprzyjemnym, rybim zapachem. Dla mnie to pierwsza taka maseczka, którą nakładałam sama i jej zapach był całkiem przyjemnym zaskoczeniem - słodki, rzeczywiście truskawkowy. Za pierwszym razem nałożyłam maseczkę wymieszaną z olejem migdałowym, witaminą C i odrobiną wody, więc nie mogło być efektu peel-off. Za drugim razem użyłam samej wody i wit C - być może źle odmierzyłam proporcje (kierowałam się danymi z opakowania), bo maseczka zdążyła stężeć jeszcze przed nałożeniem :( 

Za trzecim i czwartym razem nie ryzykowałam, ponieważ działanie alg bardzo polubiłam i nie chciałam ich zmarnować - zmieszałam maseczkę z olejami, witaminą C, hydrolatem i włóknami pomarańczy w roli emulgatora.






Taka wersja okazała się idealna :D Myślę, że na opakowaniu zabrakło dokładnej instrukcji przygotowania maseczki. Jeśli chodzi o działanie - witamina C zawsze poprawia wygląd mojej cery, ale algi zapewniły odpowiednie nawilżenie i rozświetlenie :) 

Maseczkę polecam, choć jej cena jest duża, a opakowanie mało praktyczne. Ja swoje zapięłam klipsem.





Kosmetyki Tso Moriri kupuję w Krakowie w aptece-drogerii w Galerii Krakowskiej. Maseczka kosztowała niecałe 11zł, opakowanie wystarcza przynajmniej na kilka użyć.


Macie swoje ulubione maseczki lub kosmetyki, które natychmiastowo poprawiają wygląd cery? A może korzystacie z domowych produktów - ogórków, mleka, miodu? Próbowałyście kiedyś maseczki drożdzowej? :)


Całuski
NAVY


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz