wtorek, 26 lutego 2013

Szampon: Provida Organics - oliwka i koniak

~NAVY~

Cześć!
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam kolejny z testowanych przeze mnie szamponów - oliwkowo-koniakowy szampon firmy Provida. Szampon kupiłam, ponieważ bardzo polecała go jedna z krakowskich blogerek, link tutaj.


Szampon Provida Organics: oliwka i koniak




  • w 100% naturalny kosmetyk
  • nie zawiera SLS, SLES (detergentów)
  • nie zawiera sylikonów
  • podstawą kosmetyku są wyciągi ziołowe, olejki i koniak
  • dobrze się pieni i rozprowadza
  • bardzo przyjemny, słodki zapach
  • trzeba go dużo nałożyć, aby umyć włosy po olejowaniu
Szampon jest naprawdę ok, ale: szału nie ma. Inaczej niż przy szamponach, które recenzowałam wcześniej, przy tym produkcie miałam trudności ze zmyciem olejków.

Szampon musiałam nakładać dwukrotnie; później - nakładałam go więcej na skórę głowy i odrobinę na same włosy. To oznacza minus w kwestii wydajności - jedno mycie wymaga większego zużycia szamponu.

Włosy po umyciu ładnie pachną, są sypkie, nawilżone, oczyszczone. Zdecydowanie zyskują na objętości, stają się jakby lżejsze i bardziej sprężyste.


Dodatek koniaku ma na celu dodatkową pielęgnację skóry głowy. Tak jak pisałam w poprzednim poście o szamponach, odrobina alkoholu pomaga w oczyszczeniu skalpu, zapobiega podrażnieniom, grzybicom i tym podobnym. W tej kwestii szampon dobrze spełnia swoje zadanie - w końcu odważyłam się zrezygnować z codziennego mycia głowy, a włosy i skóra są zdrowe, świeże :)

Kosmetyki Providy w Krakowie są dostępne w Aptece Studenckiej na ul. Studenckiej. Cena - ok 35zł.

Mimo uwagi o wydajności, szampon oceniam pozytywnie, włosy wyglądały coraz lepiej i zdrowiej. Firma Provida produkuje jeszcze kilka innych szamponów z tej serii, pewnie wypróbuję jeszcze któryś z nich - a Wy, używałyście kosmetyków tej marki? Jaka jest Wasza opinia?

Całusy
Navy

niedziela, 17 lutego 2013

Codzienna pielęgnacja włosów. NAVY. Sylikony, detergenty i prostownica

~NAVY~

Cześć!
Pisałam już o olejku arganowym, maśle shea i o szamponach, które stosuję, ale to nie wszystko; jest kilka innych rzeczy, których staram się pilnować, jeśli chodzi o moje włosy. Dzisiaj, uprzedzając pytania, chciałam opowiedzieć Wam, jakie zabiegi na nich wykonuję i jakich zasad się trzymam :)

Słowem wstępu: mam brązowe, mocno kręcone włosy, podniszczone kilkukrotnym farbowaniem, trwałym prostowaniem, prostownicą i suszarką :) 


Tak, jak obiecywałam, dalej obiecuję wrzucić zdjęcia - problem polega na tym, że w chwilach, kiedy mam wolny czas na robienie zdjęć, włosy leżą raczej pod olejową kołderką:P







Włosowa-rutyna i najważniejsze zasady:

1. OLEJOWANIE
Tak jak pisałam w poprzednich postach, każdego wieczora nakładam na włosy olejek i dokładnie wcieram go w skórę głowy. Dopiero rano myję głowę, a w mokre włosy wcieram jeszcze kilka kropel olejku arganowego. Na zdjęciu  - lekko zielonkawa od rozmarynu mieszanka olejów, której używam.




2. MYCIE
Włosy myję zgodnie z instrukcją szamponu. Do tego delikatnie masuję skalp, żeby dokładnie go oczyścić i pobudzić krążenie. Staram się nie pocierać zbyt dużo włosami o siebie, aby zapobiec ich łamaniu. Do mycia głowy używam szamponów bez detergentów (w składzie: Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate) i bez sylikonów (dimethicone, trimethicone i podobne z nazwy), których częste używanie prowadzi do niszczenia włosów na zasadzie błędnego koła. 






Obecnie używam szamponu firmy TSS, takiego jak na zdjęciu. Po zmyciu szamponu na około 15-30min nakładam na włosy nawilżającą maskę z Alterry. Później spłukuję. Z maski jestem bardzo zadowolona - włosy są po niej miękkie, śliskie, łatwe do rozczesania.







Jak to jest z tymi sylikonami?

Sylikony, choć wizualnie poprawiają wygląd zniszczonych włosów, obciążają je i tylko sztucznie wypełniają. Zapobiegają łamaniu włosów, ale nie odżywiają ich i nie wzmacniają w rzeczywistości, za to gromadzą się i wymagają zmywania mocnym szamponem, zawierającym detergenty. Detergenty mają działanie drażniące i wysuszające nie tylko dla włosów, ale też dla skóry głowy. Odkąd zrezygnowałam z sylikonowych odżywek i mocnych szamponów, pożegnałam się z problemami skórnymi i moje włosy wyglądają coraz lepiej.

Nie każdemu jednak polecane jest całkowite odstawienie sylikonów - czasami na początku trzeba wzmocnić włosy poprzez suplementację i odpowiednie odżywki, zanim będzie można pozbawić je sztucznej ochrony. 


Część sylikonów (dimethicone copolyol, lauryl methicone copolyol, sylikony z hydrolizowanych protein zboża oraz te zaczynające się na PEG), jest też podatna na zmywanie zwykłą wodą - takich, o ile poprawiają wygląd naszych włosów, nie musimy się obawiać.




3. CZESANIE
Polecam Wam czesanie suchych włosów. Mokre są słabsze i narażone na zniszczenie. Ja niestety czeszę mokre włosy (po wtarciu odrobiny olejku), ponieważ suche mocno kręcą się i plączą. Nie wyobrażam sobie rozczesania ich suchych w takim stanie - ale mam nadzieję, że to się zmieni :) Używam wyłącznie szczotki drewnaniej; wcześniej używałam plastikowej, ale ta drobna zmiana naprawdę robi różnicę :)

4. SUSZENIE, STYLIZACJA...
Włosy suszę naturalnie bądź suszarką (z małą mocą/na zimno) - zależnie od tego, ile mam czasu na wyjście. Wspominałam też o tym, że używam prostownicy. Moje włosy są mocno kręcone, a ja ze względu na wysokie czoło noszę grzywkę. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z tej części stylizacji. Dzięki olejowaniu olejkami z dodatkiem rozmarynu, moje włosy dużo lepiej znoszą działanie wysokich temperatur. Oczywiście, włosy prostuję na sucho i bez olejów (przyłożenie prostownicy do naolejowanych włosów można przyrównać do smażenia). W końcówki suchych, ułożonych już włosów wcieram masło shea, które skutecznie je wygładza i chroni oraz własnoręcznie ukręconą odżywkę z keratyną.

Na noc (oraz pod szalik, czapkę i trzy kaptury) zaplatam delikatny warkocz, aby włosy nie ocierały się o siebie. Spinam je wyłącznie delikatną, welurową gumką. Na co dzień są rozpuszczone.

Końcówki przycinam co miesiąc. Nim wprowadziłam nowe zasady, musiałam robić to o wiele częściej (naprawdę!), dlatego bardzo trudno było mi zapuścić włosy. W tym momencie jest ich więcej o około 5-6 centrymetrów :)

Jeśli macie jakieś pytania w kwestii pielęgnacji włosów, własne opinie i obserwacje - piszcie. W kolejnym wpisie chciałabym opowiedzieć coś więcej o olejkach i może uda mi się się zrecenzować następne z przetestowanych szamponów :) 


Chciałam tez zapytać, w jaki sposób zabezpieczacie końcówki swoich włosów przed łamaniem?

Całuski
NAVY

sobota, 16 lutego 2013

Wody kwiatowe: hydrolaty - neroli i różany

~NAVY~

Cześć!
Tak jak pisałam, ostatnio zamówiłam z ZSK hydrolat neroli - wodę z kwiatów gorzkiej pomarańczy. Ma prześliczny, kwiatowy, słodko-gorzki zapach i ostatnio używam jej jako bazy do wszelkich mgiełek, kremów i odżywek. Stosowana bez dodatków, rozpylana na twarz czy włosy bezpośrednio z atomizera - świetnie nawilża i łagodzi. Poleca się ją do cery naczynkowej.

Miałam wątpliwości, czy hydrolaty nie będą wysuszać mojej cery, przecież: zostawić na skórze wodę do wyschnięcia - to dość ryzykowne. Ale, jeśli chodzi o neroli czy wodę różaną (ktorej dużą butelkę można kupić w Galerii Krakowiej, w Kuchniach Świata za 8,50zł) - nie wysychają, wchłaniają się i pozostawiają skórę nawilżoną. Do tego mają piękne, delikatne i relaksujące zapachy.

Na zdjęciu - 200g hydrolatu z ZSK:




Niżej - hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy kupiony w drogerii-aptece w Galerii Krakowskiej - mniejsze (100ml) i droższe opakowanie (22zł), ale pachnie intensywniej - bardzo, bardzo ładnie - i przez to bardziej przypadł mi do gustu:





Na co dzień hydrolatów można używać ich jako mgiełki do ciała, twarzy, włosów. Zapobiegają wysuszaniu skóry w suchych, ogrzewanych pomieszczeniach i mogą pomóc przy podrażnieniach, alergiach. Najlepsze do takich zabiegów są buteleczki z atomizerem.

Hydrolaty sprawdzają się jako bazy kosmetyczne do kremów, toników, odżywek. Staram się stosować je tam, gdzie tylko jest to możliwe zamiast zwykłej wody. Większość hydrolatów ma neutralne pH (jednak warto sprawdzić to dokładnie u producenta), więc można na ich podstawie tworzyć kosmetyki z kwasami AHA, BHA (przeciwtrądzikowe, złuszczające).

Walcząc z wypryskami i wysuszoną skórą używałam hydrolatu neroli. Stosowałam go zamiast wody do mycia twarzy, w ciągu dnia zwilżałam buzię; myślę, że trochę pomógł, załagodził stany zapalne i nawilżył, a w połączeniu z kwasem PHA (15%) posłużył do wykonania bardzo skutecznego toniku.

A Wy - używacie hydrolatów, wody różanej do pielęgnacji skóry? Co myślicie o takiej formie nawilżenia? Macie problemy z wysuszeniem skóry w pomieszczeniach, szczególnie w sezonie grzewczym? Jak sobie z tym radzicie?


Całuski
NAVY


niedziela, 10 lutego 2013

The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea

~PINK~

Hej dziewczyny!
Ze mną kolejny ponury dzień i kolejna nudna niedziela. Dziś jednak postanowiłam, że wykorzystam ten czas efektywnie i postanowiłam wziąć się za renowację moich zimowych butów. Jednak nie o tym post... Podczas tych zabiegów moje ręce stały się suche, więc sięgnęłam po mój ulubiony krem i postanowiłam go Wam przedstawić.


The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea





Zakup tego kremu to całkowity spontan. Niestety, bardzo długo broniłam się od wszelkiego rodzaju kremów i olejków; nie byłam w stanie znieść żadnego z nich na moich dłoniach (oraz stopach, ale nie o tym mowa). Myśląc o tym, jak będzie wyglądała moja skóra za kilka lat postanowiłam, że muszę to zmienić. Pielęgnację skóry dłoni rozpoczęłam zimą kupując ten produkt, który zdecydowanie zachwycił mnie. 

Pierwsze co dostrzegłam, sięgając po krem to: 20% zawartość dobrze znanego nam masła Shea (inaczej "karite" co oznacza: "życie" ), które doskonale nawilża i natłuszcza, sprawia również, że konsystencja kremu jest gęsta (mimo tego krem łatwo rozprowadza się). Pozostawia lepki film oraz CUDOWNY zapach, który zaważył na jego zakupie. Mój krem pachnie porzeczką, zapach ten jest świeży i orzeźwiający, przypomina mi pudrowe cukierki z dzieciństwa; jako iż uwielbiam słodko-owocowe kombinacje - musiałam go wziąć. Jest też bardzo wydajny. Przynosi ulgę dłoniom zmarzniętym i podrażnionym przez czynniki zewnętrzne. 





Cena kremu jest dość wysoka (18-21zł), co zapewne wynika z jego naturalnego składu. 0% SLES, PARABENÓW, SILIKONÓW. Nie zawiera substancji z upraw modyfikowanych oraz nie jest testowany na zwierzętach. Zawiera ECO-certyfikowane masło Shea. Należy wykorzystać go do 6 miesięcy po otwarciu. 

Rada na koniec: Pamiętajcie, aby zawsze, kiedy używacie silniejszych środków do czyszczenia, zakładać na dłonie gumowe rękawiczki - uchronią was one przed działaniem detergentów na skórę dłoni!

A wy - jakich kremów używacie zimą? Czy któraś z Was tak samo jak ja wystrzegała się specyfików do pielęgnacji dłoni?




Buziaki
PINK



czwartek, 7 lutego 2013

Olejowanie włosów. Rozmaryn lekiem na wypadanie

~NAVY~

Cześć!
Wpis dedykuję wszystkim, którzy już od dawna upominali się o kilka słów na ten temat :) Chciałabym opowiedzieć o zabiegu, który pozwolił mi zregenerować moje mocno zniszczone włosy i rozpocząć proces zapuszczania. Zabiegiem tym jest powszechnie już znane olejowanie. Żeby potwierdzić efekty tej metody, obiecuję zamieścić wkrótce zdjęcia z porównaniem kondycji oraz długości moich włosów.



Co to jest: olejowanie?
Olejowanie polega na nałożeniu olejku (bądź mieszanki olejków) na włosy na całej długości oraz na skórę głowy. Można nakładać je na suche bądź wilgotne włosy - dłońmi, albo poprzez zanurzenie włosów w misce z ciepłą wodą i dolanymi olejkami. Olej warto wmasować dokładnie w skalp, aby pobudzić krążenie.

W jakim celu olejuję włosy?
Chciałabym je zapuścić, do tego regularnie odżywiać i odbudować - bez stosowania kosmetyków z detergentami i sylikonami.

Czym i jak to robię? 
Oleje przeznaczone do pielęgnacji powinny być naturalne, tłoczone na zimno. Najlepszą mieszanką olejków jest dla mnie: olej z orzechów włoskich na pół z orzechem ze słodkich migdałów z ekstraktem z rozmarynu (15% roztworu) i kwasem BHA (ok 4% roztworu). Zamówione z internetu lub zakupione w aptece półprodukty mieszam ze sobą po podgrzaniu w podanych proporcjach i przelewam do buteleczki, później stosuję prosto na włosy i skórę głowy.





Przy tworzeniu takiego olejku inspirowałam się kosmetykami, które polecane są jako najskuteczniejsze środki na porost włosów (np. tonik Kaminomoto) . Okazało się, że najważniejszymi składnikami tych kosmetyków są naturalne olejki i wyciągi, np. ekstrakt z rozmarynu, papryczki chili, kawy czy pszenicy, kwasy owocowe. 


Kierując się kosmetycznym minimalizmem wybrałam:

  • Rozmaryn - ma działanie antyseptyczne, antybakteryjne i przeciwgrzybicze, pobudza krążenie, stymuluje porost włosów; chroni włosy przed działaniem wysokiej temperatury i przyciemna, pogłębia ich kolor (można zmyć po jakimś czasie szamponem); ma bardzo mocny zapach, który nie każdemu odpowiada
  • Kwas BHA - inaczej kwas salicylowy, używa się go do peelingu enzymatycznego; ma działanie antyseptyczne, nawilżające i delikatnie złuszczające; dość nietypowy składnik do częstego olejowania - nie wszyscy polecają kwas BHA jako dodatek do kosmetyków na włosy, ale w tak małym stężeniu uważam go za idealny, łagodnie działający środek, który poprawia stan skóry głowy i nie wysusza włosów
  • Olej z orzechów włoskich - nawilża, natłuszcza, odżywia; jest źródłem witamin potrzebnych dla zdrowych włosów, paznokci, skóry; jest świetnym olejkiem bazowym dla różnych kosmetyków; pięknie pachnie
  • Olej ze słodkich migdałów - mocno nawilża, zmiękcza włosy, dostarcza niezbędnych kwasów tłuszczowych i witamin; bardzo lekko i wszechstronny, ja stosuję go również na twarz

Olejki nakładam wieczorem, na suche włosy. Rozprowadzam je równomiernie i wmasowuję w skalp, aby pobudzić krążenie. Celem takiego połączenia składników jest utrzymanie zdrowej skóry głowy oraz regularnie pobudzanie do pracy cebulek włosów. Według starych chińskich receptur to najważniejsze, aby nasze włosy mogły być zawsze piękne i zdrowe :) 


Najważniejsze: Efekty...


Olejku z rozmarynem używam od około 4 miesięcy. Włosy wypadały mi od czerwca i znacznie się przerzedziły, zaczęły się problemy ze skórą głowy :( Musiałam zadziałać. Dzięki olejowaniu pozbyłam się łupieżu, włosy są dużo mocniejsze, wyraźnie odżywionepraktycznie nie wypadają! Cały czas widzę na głowie nowe włoski, tzw baby hair. Końcówki mniej się rozdwajają, pomimo tego, że używam prostownicy. W końcu mogę zapuszczać swoje włosy - a włosy w końcu zaczęły rosnąć... :)

Oczywiście, obiecuję zamieścić na blogu zdjęcia z porównaniami.

Dodatkowym plusem częstego olejowania jest nawilżona skóra dłoni i piękne paznokcie. Moje chyba nigdy nie były tak mocne, jak teraz :)



Myślę, że olejowanie mogę polecić każdej z Was, niezależnie od tego, jakie olejki będziecie stosować - najlepiej wykombinować swój własny zestaw.  Czasami zły wybór olejku może przynieść efekty odwrotne do zamierzonych. Na przykład - popularny olej kokosowy zwykle świetnie sprawdza się na włosach o niskiej porowatości (gładkich, śliskich), a kiepsko na włosach o porowatości wysokiej (kręcone, szorstkie, z podniesioną łuską włosa). W kolejnych notkach postaram się napisać trochę o różnych olejkach, aby pomóc Wam w wyborze tych najlepszych dla Waszych włosów i skóry. Nie każde włosy potrzebują też tak częstego olejowania, jak moje. W większości przypadków olejowanie włosów razy czy dwa na tydzień jest wystarczające :)


Olejujecie swoje włosy? Chciałybyście spróbować, albo szukacie olejku, który będzie dla Was najbardziej skuteczny? Jak dbacie o włosy na co dzień? Podzielcie się swoimi doświadczeniami :)


Całuski
NAVY


wtorek, 5 lutego 2013

Maseczki: algowa Tso Moriri i kasztanowa Bielenda

~NAVY~

Cześć :)
Dzisiaj - krótka recenzja dwóch kosmetyków. 
Dawniej lubiłam używać drogeryjnych maseczek i miałam kilka swoich ulubionych typów. Teraz tego nie robię, najczęściej na twarz nakładam zwykłe drożdże albo inne domowe mieszanki, ale skusiłam się ostatnio na kupno kasztanowej maseczki z Bielendy




Nie mam cery naczynkowej, dla której przeznaczona jest ta maseczka - po prostu skończyła mi się witamina C w kapsułkach, a potrzebowałam jej, żeby trochę podleczyć cerę (nieładnie wysypało mnie po próbach OCM), a opakowanie tej maseczki informuje o wysokiej zawartości właśnie witaminy C oraz - rutyny. Razem z wyciągiem z kasztanowca oraz z miłorzębu japońskiego składniki te powinny uszczelniać ściany naczynek, poprawiać krążenie i działać przeciwzapalnie.


(kliknij, żeby powiększyć)




Krok 1 - nałożyłam serum, które miało się wchłonąć, tworząc bazę pod maseczkę. Tutaj jeszcze oczekiwałam na efekt, skóra wydała się nieco nawilżona, wygładzona, napęczniała jak podczas parówki. Krok 2 - nałożyłam na skórę maseczkę, która okazała się nie bardziej skuteczna, niż sylikonowa baza pod makijaż... Skóra nie wchłonęła jej ani trochę, na twarzy pozostała śliska, żółtozielona warstwa, którą po trzech godzinach zdecydowałam się zmyć. Cera pozostała zaczerwieniona, podrażniona, żadnego efektu na plus.

Maseczka miała załagodzić zaczerwienienia i podrażnienia, a mam wrażenie, że lepiej zadziałałaby tu zwykła cytryna... Uważam, że działanie witaminy C powinno być widoczne, tak jak to się dzieje, kiedy używam domowych maseczek. To samo dotyczy pantenolu i innych składników, które maseczka podobno zawiera. Jest to dla mnie duże zaskoczenie, ponieważ Pink była bardzo zadowolona z działania kremu Bielendy z tej samej serii dla cery naczynkowej. A Wy, używałyście kiedyś kasztanowych kosmetyków Bielendy?

Gdyby ktoś chciał wypróbować, kosmetyki tej firmy można znaleźć w większości Rossmanów.


Jeśli chodzi o maseczkę Tso Moriri, to całkiem inna bajka.




Kupiłam ją z ciekawości, wiedząc, że naturalny, krótki i pewny skład - w nim algi morskie oraz sproszkowany ekstrakt z truskawek - musi zapewniać skuteczność. 


(kliknij, żeby powiększyć)


Tso Moriri jest polską firmą, która na bazie sprowadzanych zza granicy surowców produkuje w kraju naturalne kosmetyki. Algi (glony), podstawa maseczki, mają przede wszystkim nawilżać dogłębnie skórę, działać kojąco. Zawierają dużo witamin, minerałów i aminokwasów. Maseczki algowe są bardzo popularne jako domowe oraz profesjonalne zabiegi na poprawę cery.

Maseczka oprócz alg zawiera glukonolakton, inaczej - kwas PHA, który działa jak bardzo delikatny peeling enzymatyczny, dogłębnie nawilża i nie powoduje podrażnień. Glukonolakton otrzymałam jako jeden z gratisów przy zamówieniu z ZSK - od kilku dni stosuję go w stężeniu 14% w toniku, będę obserwować efekty.





Tej części z Was, która stosowała już algowe maseczki, mogą się one kojarzyć z nieprzyjemnym, rybim zapachem. Dla mnie to pierwsza taka maseczka, którą nakładałam sama i jej zapach był całkiem przyjemnym zaskoczeniem - słodki, rzeczywiście truskawkowy. Za pierwszym razem nałożyłam maseczkę wymieszaną z olejem migdałowym, witaminą C i odrobiną wody, więc nie mogło być efektu peel-off. Za drugim razem użyłam samej wody i wit C - być może źle odmierzyłam proporcje (kierowałam się danymi z opakowania), bo maseczka zdążyła stężeć jeszcze przed nałożeniem :( 

Za trzecim i czwartym razem nie ryzykowałam, ponieważ działanie alg bardzo polubiłam i nie chciałam ich zmarnować - zmieszałam maseczkę z olejami, witaminą C, hydrolatem i włóknami pomarańczy w roli emulgatora.






Taka wersja okazała się idealna :D Myślę, że na opakowaniu zabrakło dokładnej instrukcji przygotowania maseczki. Jeśli chodzi o działanie - witamina C zawsze poprawia wygląd mojej cery, ale algi zapewniły odpowiednie nawilżenie i rozświetlenie :) 

Maseczkę polecam, choć jej cena jest duża, a opakowanie mało praktyczne. Ja swoje zapięłam klipsem.





Kosmetyki Tso Moriri kupuję w Krakowie w aptece-drogerii w Galerii Krakowskiej. Maseczka kosztowała niecałe 11zł, opakowanie wystarcza przynajmniej na kilka użyć.


Macie swoje ulubione maseczki lub kosmetyki, które natychmiastowo poprawiają wygląd cery? A może korzystacie z domowych produktów - ogórków, mleka, miodu? Próbowałyście kiedyś maseczki drożdzowej? :)


Całuski
NAVY


niedziela, 3 lutego 2013

HAUL: ZSK. Jak tworzyć własne kosmetyki? + o rynku kosmetycznym słów kilka

Cześć!
W ubiegłym tygodniu dotarło do mnie duże zamówienie ze strony Zrobsobiekrem.pl - popularnego sklepu z półproduktami kosmetycznymi

Zrobiłam kilka zdjęć dla tych z Was, które są ciekawe, jak to wygląda - jak pakowane, porcjowane i przechowywane mogą być półprodukty. Na zdjęciach: olejki, masło shea, kilka składników aktywnych jak witamina B5 (pantenol) czy keratyna, guma ksantanowa - zagęszczacz, włókna pomarańczy (służące do złączenia w kosmetykach fazy wodnej i olejowej), buteleczka konserwantu oraz gratisy, które razem z Pink otrzymałyśmy od sklepu :)





Olejki: petitgrain, avocado, keratynę oraz pantenol mam zamiar zmieszać w odżywce do włosów - zainspirowanej cytrusową odżywką John Masters Organics. Czekam jeszcze na zamówiony ekstrakt z aloesu (bazą ma być żel aloesowy) i olejek cytrynowy

Wykonanie takich kosmetyków jest całkiem proste. Wiele porad, instrukcji znajdziemy na stronie samego sklepu: Zrobsobiekrem.pl oraz w Internecie. Postaram się przygotować dla was kilka własnych kosmetycznych przepisów i porad. Przede wszystkim - należy orientować się w liczeniu proporcji, procentów, zapoznać ze skalą pH i sposobami łączenia fazy wodnej oraz olejowej. Warto wykorzystać gotowe bazy kremowe i mieszanki witamin czy liposomów (np. na cellulit, łupież). Potem pozostaje dobór odpowiednich składników. Jeśli jesteście dociekliwe, nie sprawi Wam to większego problemu, a kosmetyki DIY można dostosować do własnych potrzeb - to daje im znaczną przewagę nad produktami sklepowymi. 



Zakupiłam również hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy, który okazał się całkiem wszechstronny. Na pewno napiszę o nim jeszcze kilka słów.




Całkiem przyjemne gratisy od sklepu: 



ZSK jako sklep z półproduktami jak najbardziej polecam. Warto jednak porównać ich ofertę z innymi firmami (e-naturalne.pl, mazidla.com i kilka innych).


Przy okazji tego, że wpis dotyczy DIY, chciałabym poruszyć pewną kwestię, o której pisała dziś na blogu Italiana (klik). Wpis dotyczy kopiowania składów kosmetyków - zachęca do ich rozpracowywania i tworzenia własnych, kilkakrotnie tańszych produktów. Ok, jest to całkiem opłacane, ale - zacytuję swój komentarz:

" Ja swoją przygodę z kosmetykami własnej roboty zaczęłam własnie od analizy składów takich kosmetyków, jak wcierka Kaminomoto czy odżywki John Masters Ogranics - kosmetyków bardzo polecanych, bardzo drogich i całkowicie naturalnych. Za bardzo niskie kwoty mam więc w kosmetyczce kosmetyki DIY, które w stu procentach spełniają moje oczekiwania - może nie są jakościowo tak dobre, jak oryginalne, ale myślę, ze równie skuteczne, poza tym zawsze jestem pewna źródeł oraz ich składu, mogę też zmodyfikować ich proporcje do własnych potrzeb. Myślę jednak, źe warto wspierać swoimi pieniędzmi firmy, ktore proponują nam kosmetyki naturalne tak dobrej jakości. Nie stać mnie na odzywki JMO, ale często kupuje eko kosmetyki innych firm - pamiętajcie, ze to my, konsumenci, wpływamy na to, jak kształtuje się rynek. Jeżeli zależy nam na tym, żeby półki sklepowe zapełniały się kosmetykami eko, to warto docenić firmy, które przykładają wagę np. do uzyskania certyfikatów Ecocert - i wspierać je również z własnej kieszeni. Tym bardziej, że część z Waszych domowych kosmetycznych pracowni nie uzyskałaby takiego certyfikatu, mimo tego, że składy domowych kosmetyków mogą wydawać się w 100% naturalne. (...)"

Myślę, że decydując się na kupowanie jedynie kosmetyków naturalnych, nietestowanych na zwierzętach, powinnyśmy szerzej patrzyć na zjawiska zachodzące na rynku kosmetycznym. Zauważmy, że niektóre firmy, np. Rossmann oferują nam zarówno kosmetyki testowane, jak i nietestowane na zwierzętach - pytanie do nas: czy chcemy wspierać tę firmę? Kupując w sklepie spożywczym tani olej, np. z migdałów, nie mamy pewności, w jaki sposób jest pozyskiwany. Czy do jego produkcji nie jest wykorzystywana praca dzieciTaką pewność dają nam certyfikaty, których otrzymanie wymaga dużego nakładu pieniężnego. Surowce w 100% naturalne i uzyskiwane z zachowaniem wszelkich norm również są o wiele droższe. Nie nakłaniam Was do konkretnych wyborów, ale pamiętajmy, że przede wszystkim to MY mamy wpływ na to, co będzie pojawiać się na sklepowych półkach

Dziękuję wszystkim, którzy czytają nasz blog - liczę na to, że skusicie się w końcu na krótkie komentarze. Wszystkie recenzje i wpisy przygotowujemy specjalnie dla Was, więc nieustannie liczymy na uwagi, wskazania i opinie, czy to na temat wpisów, czy kosmetyków, o których piszemy. Sama niektóre tematy podejmuję ogólnikowo, ale zapraszamy do dyskusji - jeśli macie jakieś pytania, piszcie :)

NAVY

sobota, 2 lutego 2013

Cienie do powiek: L'oreal - Color infallible

~NAVY~

Cześć!
Przepraszamy za długą przerwę :) Dzisiaj przygotowałam dla Was krótką - dla mnie wyczekiwaną - recenzję cieni, które dostałam w prezencie urodzinowym :) Zapraszam do powiększenia zdjęć, ponieważ nie mogę wyjść z zachwytu nad ich teksturą.


Cienie marki L'Oreal, seria Color Infaillible

Przedstawiam dwa odcienie: Coconut Shake (016) - matowy, ale bardzo jasny beż - i Eternal Black (014) - głeboką czerń z brokatowymi drobinkami.




Ciekawym rozwiązaniem wydaje się... opakowanie. Od spodu cienie przytrzymywane są przez gumową zatyczkę, która chroni je przed pokruszeniem, na przykład, kiedy spadną - dla mnie takie zabezpieczenie to ogromna ulga :)




Cienie mają bardzo przyjemną konsystencję, gdzieś pomiędzy sprasowanym pudrem a musem. Wygodnie nabiera się je na pędzelek, nie sypią się po nałożeniu na powieki.




Największą zaletą cieni jest intensywność koloru. Chociaż Conconut Shake stapia się z odcieniem mojej skóry, to jest wyraźnie kryjący, natomiast czerń zachwyca intensywnością. Rozświetlające drobinki wyglądają przy tym całkiem naturalnie.

Cienie są trwałe, wykonuję nimi codzienny makijaż i nawet po położeniu na powieki głębokiej czerni nie wyglądam wieczorami jak panda :) Nie zbierają się też w załamaniu powiek, w żaden sposób nie zbijają. Kolor nie blaknie.





Zdjęcie przedstawia cienie położone na skórę, w świetle dziennym:






- oraz przy sztucznym oświetleniu:




Dla mnie: 10/10 - nie jestem profesjonalną makijażystką, ale dokładnie tego oczekiwałam od cieni z kolekcji o takiej nazwie (fr. infaillible - niezawodny), wpisując je na swoją wishlistę :) Jeśli będę miała możliwośc, z pewnością wyposażę się w inne kolory z tej serii.


Cienie dostępne są w Rossmanie i w Super-Pharmie, cena ok. 35zł.

Jestem ciekawa Waszej opinii - i waszych faworytów, jeśli chodzi o kosmetyczną kolorówkę. Sama nie używam wielu kosmetyków do makijażu, w tej kwestii uważam siebie za minimalistkę - tym chętniej skorzystam z Waszych porad i doświadczeń :)





Przy okazji chciałabym powiedzieć Wam, że kupiłam niedawno po raz pierwsze hydrolaty - neroli, z kwiatów gorzkiej pomarańczy oraz najpopularniejszy, różany. Jestem pozytywnie zdziwiona, nie sądziłam, że wody kwiatowe mogą tak skutecznie nawilżać :)

Obiecuję kilka słów na ten temat, a do tego - ponieważ niektóre z Was są zainteresowane kupnem półproduktów do zrobienia własnych kosmetyków - wpis o dużym zamówieniu ze Zrobsobiekrem.pl, które dotarło do mnie w tym tygodniu :)


Całuski
NAVY