niedziela, 10 marca 2013

Seria wzmacniająca RADICAL: do włosów zniszczonych i wypadających

~PINK~

Kiedy moje włosy zaczęły wypadać w większej ilości, chciałam zrobić cokolwiek, aby przestały. Udałam się do dermatolog, która zaleciła mi stosowanie preparatu Loxon

Postanowiłam jednak, że szampon, którego będę używała, przeznaczony będzie również do zwalczania tego typu przypadłości - chociaż wiem, że po stosowaniu go nie mogę spodziewać się spektakularnych zmian.

Zdecydowałam się na szampon Farmona - Radical oraz mgiełkę z tej samej serii.




SZAMPON Farmona: Radical - seria wzmacniająca: do włosów zniszczonych i wypadających

Zużyłam dwa opakowania tego produktu dlatego uważam, że coś mogę już na jego temat powiedzieć. Butelka szamponu posiada duży otwór i bardzo rzadką konsystencję, przez co nie jest wydajny. Zapach jest intensywnie ziołowy - myślałam, że nie przypadnie mi do gustu, jednak śmiało mogę powiedzieć, że uzależniłam się od niego. Przy pierwszym myciu trudno się pieni. Aby zwiększyć jego spienianie, a przy okazji wydajność, nalewam porcję szamponu do szklanej miski i mieszam z odrobiną wody (popularna metoda kubeczkowa) - dopiero taką mieszankę nakładam na skalp. Umyte włosy "skrzypią" w rękach (można porównać do szmatki skrzypiącej na czystej szybie), są błyszczące i miękkie. Po wyschnięciu włosów zapach jest niewyczuwalny. 

Wiele osób skarży się na to iż nie może rozczesać później włosów. Sposób pielęgnacji moich włosów powoduje, że nie mam takiego problemu. Gdyby szampon Radical nie zawierał SLSów, z pewnością wracałabym do niego. Nie kosztuje dużo, a zauważyłam, że stan moich włosów poprawił się minimalnie, na pewno - wizualnie.





MGIEŁKA Farmona: Radical - seria wzmacniająca: do włosów zniszczonych i wypadających

Dzięki pojemnikowi z atomizerem mgiełkę łatwo można aplikować na włosy - w moim przypadku mokre, zaraz po umyciu.  Mgiełka nadała blasku, nie obciążyła ani nie wysuszyła moich włosów, jednak nie spostrzegłam większego wpływu na ich realny stan.


(powiększ)


W jaki sposób pobudzacie swoje włosy do wzrostu? Stosujecie wcierki albo inne kosmetyki tego typu? Miałyście kiedyś problemy z wypadaniem?
Buziaki
PINK

wtorek, 5 marca 2013

Lutowe odkrycia: kremy NONI CARE i ałun w sprayu (CRYSTAL)

~NAVY~

Cześć, kochane!
Dzisiaj tylko kilka słów na temat lutowych zakupów - czas nas goni, matura blisko :( Ważne, że zima w końcu mija. Robi się coraz cieplej, więc z natłuszczania możemy powoli przestawiać się na nawilżanie - szczególnie, jeśli mówimy o delikatnej skórze twarzy. Stąd moje ostatnie odkrycie - krem NONI CARE.






Bardzo ładne opakowanie. Firma NONI produkuje kilka rodzajów kremów - dzienny, dzienny 40+ (również zrecenzuję), na noc oraz pod oczy. Wszystkie mają w składzie sok z owoców noni (chwalony jakiś czas temu jako produkt leczniczy, a wręcz - magicznie uzdrawiający), lanolinę, glicerynę, olejki oraz naturalne ekstrakty. Filtr UV nie jest stabilny, zapewnia go olej kokosowy. Jeśli używamy kwasów lub używamy na co dzień filtrów, ten nie będzie wystarczający.





Krem przepięknie pachnie - cukierkowo, owocowo. Przyjemnie się rozprowadza, natychmiastowo nawilża i przynosi ulgę podrażnionej skórze. Trudno określić, czy jest lekki, czy treściwy - schnąc, staje się trochę lepki. Skóra robi się ściągnięta. Dobrze stapia się z podkładem, jeśli warstwa kremu nie jest zbyt gruba - wtedy może się troszkę kleić. Nie świeci się.




Krem gryzie się odrobinę z kwasami - ekstrakty działają dość mocno. Jeśli traktujecie buzię mocnymi olejkami, jak cynamonowym czy grejpfrutowym, albo kwasami AHA, PHA - z tym kremem (oraz z maseczkami NONI CARE) obchodźcie się ostrożnie. Nie zrobił mi krzywdy, ale odczucia były nieprzyjemne :)




Poza tym bardzo polubiłam ten produkt. Nie kosztuje dużo, bo 17zł w Rossmannie (ostatnio - cena na do widzenia: 10zł, ale pewnie wróci do asortymentu). Naprawdę ładnie pachnie. Polecam jako uzupełnienie codziennej pielęgnacji, ja nakładam go na buzię pod filtr i podkład.



Drugim odkryciem jest ałun w sprayu firmy Crystal Essence. To dość zabawne, bo prawdziwie odkrywczy wydawał się już sam ałun - dezodorant w kamieniu. Spray jest całkiem fajną alternatywą kamienia, całkiem przyjemną w aplikacji. Wydaje się być bardziej higienicznym rozwiązaniem. 





Dla wyjaśnienia - kilka słów od producenta:

Co wyróżnia dezodorant Crystal?
Zwykłe dezodoranty tylko tuszują nieprzyjemny zapach potu, dzięki zawartym w nich środkach chemicznych. Dezodoranty Crystal® radzą sobie z tym naturalnie! Dzięki zawartości naturalnych soli mineralnych zabijają bakterie odpowiedzialne za przykry zapach nawet po wytężonym wysiłku fizycznym. 


Spray jest dwuskładnikowy - to rozpuszczone w hydrolacie sole ałunu z dodatkiem pachnącego olejku z granatu. Ładnie pachnie, jest dość skuteczny. Nie podrażnia, nie wysusza. Nie zawiera żadnych związków chemicznych. Może służyć również do dezynfekcji rąk. 



Różowa wstążka podkreśla to, że ałun, w przeciwieństwie do większości innych dezodorantów, nie przyczynia się do raka piersi.


Ałun kupiłam w Rossmannie za 15zł. Zdecydowanie polecam! Testowałam jedynie wersję z granatem. Wystarczył mi na około 1,5 miesiąca. Wersja w kamieniu może służyć nawet do roku czasu. 

Całuski,
Navy

piątek, 1 marca 2013

Szampon: Anti-Allergic Hair Shampoo, Organique. W poszukiwaniu ideału...

~NAVY~

Cześć!

Ostatnio dość dużo wpisów o pielęgnacji włosów - i tak, przygotowałam dla Was recenzję kolejnego szamponu, którego skład pozbawiony jest detergentów anionowych i sylikonów. Jak na razie jestem bardzo zadowolona z tej drogi pielęgnacji, pomimo codziennej stylizacji z użyciem prostownicy. Włosom służą dobrze dobrane olejki, a nie podrażniana skóra wydaje się zdrowsza niż kiedykolwiek. 


Szukam szamponu idealnego, dlatego zrezygnowałam z Providy, ale chyba nigdy nie będę naprawdę zadowolona ze swoich włosów. Mocny skręt utrudnia mi życie: noszę grzywkę i zawsze staram się co najwyżej o delikatne fale, inaczej fryzura wygląda nienaturalnie. Zastanawiam się ostatnio nad zabiegiem prostowania keratynowego, szczególnie nad productem: Cocochoco, brazylijską mieszanką na bazie masła kakaowego. Podobno nie zawiera drażniącego formaldehydu, który znajduje się w większości kosmetyków prostujących i - działa skutecznie. Zabieg taki ma przede wszystkim wzmacniać włosy, w drugiej kolejności prostować je... Co o tym myślicie? Czy któraś z Was korzystała z takiej metody? 




Anti-Allergic Hair Shampoo, Organique






Szampon przedstawia się całkiem sympatycznie, zwrócił moją uwagę na półce. Ma bardzo ładny skład - zawiera mocno nawilżające glicerynę i mocznik, wygładzający włosy jedwab, kompleks ceramidów (naturalne substancje tłuszczowe, które tworzą warstwę lipidową skóry) oraz naturalne ekstrakty. Pachnie jak sok jabłkowy z kartonu.




Opakowanie informuje nas o tym, że w składzie szamponu nie znajdziemy: detergentów, parabenów, wazeliny, parafiny i innych pochodnych ropy naftowej, formaldehydu, silikonów, etanoloaminy, a więc - substancji szkodliwych, drażniących, rakotwórczych czy - wywołujących alergię.





Szampon, zgodnie z opisem na opakowaniu, jest niesamowicie delikatny (producent poleca go dla skóry wrażliwej, alergicznej).  Na opakowaniu możemy przeczytać o substancji nazwanej IRICALMIN, która ma zapobiegać mikrourazomZ ciekawości użyłam szamponu nie tylko do włosów, ale też do przemycia wysuszonej i podrażnionej skóry - rzeczywiście, złagodził stan zapalny i swędzenie.

Miałam wrażenie, że będzie się dobrze pienił, jednak ma konsystencję typową dla naturalnych szamponów - niestety jest bardzo wodnisty i mało wydajny. Nie potrzebuję piany, ale na włosy musiałam nakładać go jeszcze więcej, niż ostatnio opisywanej Providy. Organique jest świetny, jeśli nakładacie na włosy tylko lekkie maseczki; przy olejach sprawdza się bardzo kiepsko. Zdarzyło mi się nawet, że po wysuszeniu włosów musiałam umyć je jeszcze raz innym szamponem :)

Czy wzmacnia włosy? Na pewno nie zaszkodził, nie wysuszył. Mogę powiedzieć o lekkim nawilżeniu, ponieważ podkreślał skręt. Niestety skończyłam butelkę zbyt szybko, żeby ocenić długotrwały efekt.




Butelka mało praktyczna, kilka razy rozlał mi się w kosmetyczce.

Poza tym - skóra głowy przy użytkowaniu tego szamponu była w świetnej kondycji. Sprawdza się na wszelkie podrażnienia. Bardzo polecam go osobom, do których adresowana jest seria Anty-Allegric, a więc - wszelkim wrażliwcom. Niestety, trochę kosztuje, w butelce jest tylko 250ml, a do umycia długich, naolejowanych włosów trzeba go zużyć bardzo dużo.

Używałyście kiedyś kosmetyków firmy Organique? Szamponów, mydeł albo balsamów? Jestem bardzo zainteresowana ich produktami, w większości mają starannie dobrane i dopracowane składy. W Krakowie są też dość łatwo dostępne (stoisko m.in. w Bonarce). 


Całuski,
Navy

wtorek, 26 lutego 2013

Szampon: Provida Organics - oliwka i koniak

~NAVY~

Cześć!
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam kolejny z testowanych przeze mnie szamponów - oliwkowo-koniakowy szampon firmy Provida. Szampon kupiłam, ponieważ bardzo polecała go jedna z krakowskich blogerek, link tutaj.


Szampon Provida Organics: oliwka i koniak




  • w 100% naturalny kosmetyk
  • nie zawiera SLS, SLES (detergentów)
  • nie zawiera sylikonów
  • podstawą kosmetyku są wyciągi ziołowe, olejki i koniak
  • dobrze się pieni i rozprowadza
  • bardzo przyjemny, słodki zapach
  • trzeba go dużo nałożyć, aby umyć włosy po olejowaniu
Szampon jest naprawdę ok, ale: szału nie ma. Inaczej niż przy szamponach, które recenzowałam wcześniej, przy tym produkcie miałam trudności ze zmyciem olejków.

Szampon musiałam nakładać dwukrotnie; później - nakładałam go więcej na skórę głowy i odrobinę na same włosy. To oznacza minus w kwestii wydajności - jedno mycie wymaga większego zużycia szamponu.

Włosy po umyciu ładnie pachną, są sypkie, nawilżone, oczyszczone. Zdecydowanie zyskują na objętości, stają się jakby lżejsze i bardziej sprężyste.


Dodatek koniaku ma na celu dodatkową pielęgnację skóry głowy. Tak jak pisałam w poprzednim poście o szamponach, odrobina alkoholu pomaga w oczyszczeniu skalpu, zapobiega podrażnieniom, grzybicom i tym podobnym. W tej kwestii szampon dobrze spełnia swoje zadanie - w końcu odważyłam się zrezygnować z codziennego mycia głowy, a włosy i skóra są zdrowe, świeże :)

Kosmetyki Providy w Krakowie są dostępne w Aptece Studenckiej na ul. Studenckiej. Cena - ok 35zł.

Mimo uwagi o wydajności, szampon oceniam pozytywnie, włosy wyglądały coraz lepiej i zdrowiej. Firma Provida produkuje jeszcze kilka innych szamponów z tej serii, pewnie wypróbuję jeszcze któryś z nich - a Wy, używałyście kosmetyków tej marki? Jaka jest Wasza opinia?

Całusy
Navy

niedziela, 17 lutego 2013

Codzienna pielęgnacja włosów. NAVY. Sylikony, detergenty i prostownica

~NAVY~

Cześć!
Pisałam już o olejku arganowym, maśle shea i o szamponach, które stosuję, ale to nie wszystko; jest kilka innych rzeczy, których staram się pilnować, jeśli chodzi o moje włosy. Dzisiaj, uprzedzając pytania, chciałam opowiedzieć Wam, jakie zabiegi na nich wykonuję i jakich zasad się trzymam :)

Słowem wstępu: mam brązowe, mocno kręcone włosy, podniszczone kilkukrotnym farbowaniem, trwałym prostowaniem, prostownicą i suszarką :) 


Tak, jak obiecywałam, dalej obiecuję wrzucić zdjęcia - problem polega na tym, że w chwilach, kiedy mam wolny czas na robienie zdjęć, włosy leżą raczej pod olejową kołderką:P







Włosowa-rutyna i najważniejsze zasady:

1. OLEJOWANIE
Tak jak pisałam w poprzednich postach, każdego wieczora nakładam na włosy olejek i dokładnie wcieram go w skórę głowy. Dopiero rano myję głowę, a w mokre włosy wcieram jeszcze kilka kropel olejku arganowego. Na zdjęciu  - lekko zielonkawa od rozmarynu mieszanka olejów, której używam.




2. MYCIE
Włosy myję zgodnie z instrukcją szamponu. Do tego delikatnie masuję skalp, żeby dokładnie go oczyścić i pobudzić krążenie. Staram się nie pocierać zbyt dużo włosami o siebie, aby zapobiec ich łamaniu. Do mycia głowy używam szamponów bez detergentów (w składzie: Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate) i bez sylikonów (dimethicone, trimethicone i podobne z nazwy), których częste używanie prowadzi do niszczenia włosów na zasadzie błędnego koła. 






Obecnie używam szamponu firmy TSS, takiego jak na zdjęciu. Po zmyciu szamponu na około 15-30min nakładam na włosy nawilżającą maskę z Alterry. Później spłukuję. Z maski jestem bardzo zadowolona - włosy są po niej miękkie, śliskie, łatwe do rozczesania.







Jak to jest z tymi sylikonami?

Sylikony, choć wizualnie poprawiają wygląd zniszczonych włosów, obciążają je i tylko sztucznie wypełniają. Zapobiegają łamaniu włosów, ale nie odżywiają ich i nie wzmacniają w rzeczywistości, za to gromadzą się i wymagają zmywania mocnym szamponem, zawierającym detergenty. Detergenty mają działanie drażniące i wysuszające nie tylko dla włosów, ale też dla skóry głowy. Odkąd zrezygnowałam z sylikonowych odżywek i mocnych szamponów, pożegnałam się z problemami skórnymi i moje włosy wyglądają coraz lepiej.

Nie każdemu jednak polecane jest całkowite odstawienie sylikonów - czasami na początku trzeba wzmocnić włosy poprzez suplementację i odpowiednie odżywki, zanim będzie można pozbawić je sztucznej ochrony. 


Część sylikonów (dimethicone copolyol, lauryl methicone copolyol, sylikony z hydrolizowanych protein zboża oraz te zaczynające się na PEG), jest też podatna na zmywanie zwykłą wodą - takich, o ile poprawiają wygląd naszych włosów, nie musimy się obawiać.




3. CZESANIE
Polecam Wam czesanie suchych włosów. Mokre są słabsze i narażone na zniszczenie. Ja niestety czeszę mokre włosy (po wtarciu odrobiny olejku), ponieważ suche mocno kręcą się i plączą. Nie wyobrażam sobie rozczesania ich suchych w takim stanie - ale mam nadzieję, że to się zmieni :) Używam wyłącznie szczotki drewnaniej; wcześniej używałam plastikowej, ale ta drobna zmiana naprawdę robi różnicę :)

4. SUSZENIE, STYLIZACJA...
Włosy suszę naturalnie bądź suszarką (z małą mocą/na zimno) - zależnie od tego, ile mam czasu na wyjście. Wspominałam też o tym, że używam prostownicy. Moje włosy są mocno kręcone, a ja ze względu na wysokie czoło noszę grzywkę. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z tej części stylizacji. Dzięki olejowaniu olejkami z dodatkiem rozmarynu, moje włosy dużo lepiej znoszą działanie wysokich temperatur. Oczywiście, włosy prostuję na sucho i bez olejów (przyłożenie prostownicy do naolejowanych włosów można przyrównać do smażenia). W końcówki suchych, ułożonych już włosów wcieram masło shea, które skutecznie je wygładza i chroni oraz własnoręcznie ukręconą odżywkę z keratyną.

Na noc (oraz pod szalik, czapkę i trzy kaptury) zaplatam delikatny warkocz, aby włosy nie ocierały się o siebie. Spinam je wyłącznie delikatną, welurową gumką. Na co dzień są rozpuszczone.

Końcówki przycinam co miesiąc. Nim wprowadziłam nowe zasady, musiałam robić to o wiele częściej (naprawdę!), dlatego bardzo trudno było mi zapuścić włosy. W tym momencie jest ich więcej o około 5-6 centrymetrów :)

Jeśli macie jakieś pytania w kwestii pielęgnacji włosów, własne opinie i obserwacje - piszcie. W kolejnym wpisie chciałabym opowiedzieć coś więcej o olejkach i może uda mi się się zrecenzować następne z przetestowanych szamponów :) 


Chciałam tez zapytać, w jaki sposób zabezpieczacie końcówki swoich włosów przed łamaniem?

Całuski
NAVY

sobota, 16 lutego 2013

Wody kwiatowe: hydrolaty - neroli i różany

~NAVY~

Cześć!
Tak jak pisałam, ostatnio zamówiłam z ZSK hydrolat neroli - wodę z kwiatów gorzkiej pomarańczy. Ma prześliczny, kwiatowy, słodko-gorzki zapach i ostatnio używam jej jako bazy do wszelkich mgiełek, kremów i odżywek. Stosowana bez dodatków, rozpylana na twarz czy włosy bezpośrednio z atomizera - świetnie nawilża i łagodzi. Poleca się ją do cery naczynkowej.

Miałam wątpliwości, czy hydrolaty nie będą wysuszać mojej cery, przecież: zostawić na skórze wodę do wyschnięcia - to dość ryzykowne. Ale, jeśli chodzi o neroli czy wodę różaną (ktorej dużą butelkę można kupić w Galerii Krakowiej, w Kuchniach Świata za 8,50zł) - nie wysychają, wchłaniają się i pozostawiają skórę nawilżoną. Do tego mają piękne, delikatne i relaksujące zapachy.

Na zdjęciu - 200g hydrolatu z ZSK:




Niżej - hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy kupiony w drogerii-aptece w Galerii Krakowskiej - mniejsze (100ml) i droższe opakowanie (22zł), ale pachnie intensywniej - bardzo, bardzo ładnie - i przez to bardziej przypadł mi do gustu:





Na co dzień hydrolatów można używać ich jako mgiełki do ciała, twarzy, włosów. Zapobiegają wysuszaniu skóry w suchych, ogrzewanych pomieszczeniach i mogą pomóc przy podrażnieniach, alergiach. Najlepsze do takich zabiegów są buteleczki z atomizerem.

Hydrolaty sprawdzają się jako bazy kosmetyczne do kremów, toników, odżywek. Staram się stosować je tam, gdzie tylko jest to możliwe zamiast zwykłej wody. Większość hydrolatów ma neutralne pH (jednak warto sprawdzić to dokładnie u producenta), więc można na ich podstawie tworzyć kosmetyki z kwasami AHA, BHA (przeciwtrądzikowe, złuszczające).

Walcząc z wypryskami i wysuszoną skórą używałam hydrolatu neroli. Stosowałam go zamiast wody do mycia twarzy, w ciągu dnia zwilżałam buzię; myślę, że trochę pomógł, załagodził stany zapalne i nawilżył, a w połączeniu z kwasem PHA (15%) posłużył do wykonania bardzo skutecznego toniku.

A Wy - używacie hydrolatów, wody różanej do pielęgnacji skóry? Co myślicie o takiej formie nawilżenia? Macie problemy z wysuszeniem skóry w pomieszczeniach, szczególnie w sezonie grzewczym? Jak sobie z tym radzicie?


Całuski
NAVY


niedziela, 10 lutego 2013

The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea

~PINK~

Hej dziewczyny!
Ze mną kolejny ponury dzień i kolejna nudna niedziela. Dziś jednak postanowiłam, że wykorzystam ten czas efektywnie i postanowiłam wziąć się za renowację moich zimowych butów. Jednak nie o tym post... Podczas tych zabiegów moje ręce stały się suche, więc sięgnęłam po mój ulubiony krem i postanowiłam go Wam przedstawić.


The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea





Zakup tego kremu to całkowity spontan. Niestety, bardzo długo broniłam się od wszelkiego rodzaju kremów i olejków; nie byłam w stanie znieść żadnego z nich na moich dłoniach (oraz stopach, ale nie o tym mowa). Myśląc o tym, jak będzie wyglądała moja skóra za kilka lat postanowiłam, że muszę to zmienić. Pielęgnację skóry dłoni rozpoczęłam zimą kupując ten produkt, który zdecydowanie zachwycił mnie. 

Pierwsze co dostrzegłam, sięgając po krem to: 20% zawartość dobrze znanego nam masła Shea (inaczej "karite" co oznacza: "życie" ), które doskonale nawilża i natłuszcza, sprawia również, że konsystencja kremu jest gęsta (mimo tego krem łatwo rozprowadza się). Pozostawia lepki film oraz CUDOWNY zapach, który zaważył na jego zakupie. Mój krem pachnie porzeczką, zapach ten jest świeży i orzeźwiający, przypomina mi pudrowe cukierki z dzieciństwa; jako iż uwielbiam słodko-owocowe kombinacje - musiałam go wziąć. Jest też bardzo wydajny. Przynosi ulgę dłoniom zmarzniętym i podrażnionym przez czynniki zewnętrzne. 





Cena kremu jest dość wysoka (18-21zł), co zapewne wynika z jego naturalnego składu. 0% SLES, PARABENÓW, SILIKONÓW. Nie zawiera substancji z upraw modyfikowanych oraz nie jest testowany na zwierzętach. Zawiera ECO-certyfikowane masło Shea. Należy wykorzystać go do 6 miesięcy po otwarciu. 

Rada na koniec: Pamiętajcie, aby zawsze, kiedy używacie silniejszych środków do czyszczenia, zakładać na dłonie gumowe rękawiczki - uchronią was one przed działaniem detergentów na skórę dłoni!

A wy - jakich kremów używacie zimą? Czy któraś z Was tak samo jak ja wystrzegała się specyfików do pielęgnacji dłoni?




Buziaki
PINK



czwartek, 7 lutego 2013

Olejowanie włosów. Rozmaryn lekiem na wypadanie

~NAVY~

Cześć!
Wpis dedykuję wszystkim, którzy już od dawna upominali się o kilka słów na ten temat :) Chciałabym opowiedzieć o zabiegu, który pozwolił mi zregenerować moje mocno zniszczone włosy i rozpocząć proces zapuszczania. Zabiegiem tym jest powszechnie już znane olejowanie. Żeby potwierdzić efekty tej metody, obiecuję zamieścić wkrótce zdjęcia z porównaniem kondycji oraz długości moich włosów.



Co to jest: olejowanie?
Olejowanie polega na nałożeniu olejku (bądź mieszanki olejków) na włosy na całej długości oraz na skórę głowy. Można nakładać je na suche bądź wilgotne włosy - dłońmi, albo poprzez zanurzenie włosów w misce z ciepłą wodą i dolanymi olejkami. Olej warto wmasować dokładnie w skalp, aby pobudzić krążenie.

W jakim celu olejuję włosy?
Chciałabym je zapuścić, do tego regularnie odżywiać i odbudować - bez stosowania kosmetyków z detergentami i sylikonami.

Czym i jak to robię? 
Oleje przeznaczone do pielęgnacji powinny być naturalne, tłoczone na zimno. Najlepszą mieszanką olejków jest dla mnie: olej z orzechów włoskich na pół z orzechem ze słodkich migdałów z ekstraktem z rozmarynu (15% roztworu) i kwasem BHA (ok 4% roztworu). Zamówione z internetu lub zakupione w aptece półprodukty mieszam ze sobą po podgrzaniu w podanych proporcjach i przelewam do buteleczki, później stosuję prosto na włosy i skórę głowy.





Przy tworzeniu takiego olejku inspirowałam się kosmetykami, które polecane są jako najskuteczniejsze środki na porost włosów (np. tonik Kaminomoto) . Okazało się, że najważniejszymi składnikami tych kosmetyków są naturalne olejki i wyciągi, np. ekstrakt z rozmarynu, papryczki chili, kawy czy pszenicy, kwasy owocowe. 


Kierując się kosmetycznym minimalizmem wybrałam:

  • Rozmaryn - ma działanie antyseptyczne, antybakteryjne i przeciwgrzybicze, pobudza krążenie, stymuluje porost włosów; chroni włosy przed działaniem wysokiej temperatury i przyciemna, pogłębia ich kolor (można zmyć po jakimś czasie szamponem); ma bardzo mocny zapach, który nie każdemu odpowiada
  • Kwas BHA - inaczej kwas salicylowy, używa się go do peelingu enzymatycznego; ma działanie antyseptyczne, nawilżające i delikatnie złuszczające; dość nietypowy składnik do częstego olejowania - nie wszyscy polecają kwas BHA jako dodatek do kosmetyków na włosy, ale w tak małym stężeniu uważam go za idealny, łagodnie działający środek, który poprawia stan skóry głowy i nie wysusza włosów
  • Olej z orzechów włoskich - nawilża, natłuszcza, odżywia; jest źródłem witamin potrzebnych dla zdrowych włosów, paznokci, skóry; jest świetnym olejkiem bazowym dla różnych kosmetyków; pięknie pachnie
  • Olej ze słodkich migdałów - mocno nawilża, zmiękcza włosy, dostarcza niezbędnych kwasów tłuszczowych i witamin; bardzo lekko i wszechstronny, ja stosuję go również na twarz

Olejki nakładam wieczorem, na suche włosy. Rozprowadzam je równomiernie i wmasowuję w skalp, aby pobudzić krążenie. Celem takiego połączenia składników jest utrzymanie zdrowej skóry głowy oraz regularnie pobudzanie do pracy cebulek włosów. Według starych chińskich receptur to najważniejsze, aby nasze włosy mogły być zawsze piękne i zdrowe :) 


Najważniejsze: Efekty...


Olejku z rozmarynem używam od około 4 miesięcy. Włosy wypadały mi od czerwca i znacznie się przerzedziły, zaczęły się problemy ze skórą głowy :( Musiałam zadziałać. Dzięki olejowaniu pozbyłam się łupieżu, włosy są dużo mocniejsze, wyraźnie odżywionepraktycznie nie wypadają! Cały czas widzę na głowie nowe włoski, tzw baby hair. Końcówki mniej się rozdwajają, pomimo tego, że używam prostownicy. W końcu mogę zapuszczać swoje włosy - a włosy w końcu zaczęły rosnąć... :)

Oczywiście, obiecuję zamieścić na blogu zdjęcia z porównaniami.

Dodatkowym plusem częstego olejowania jest nawilżona skóra dłoni i piękne paznokcie. Moje chyba nigdy nie były tak mocne, jak teraz :)



Myślę, że olejowanie mogę polecić każdej z Was, niezależnie od tego, jakie olejki będziecie stosować - najlepiej wykombinować swój własny zestaw.  Czasami zły wybór olejku może przynieść efekty odwrotne do zamierzonych. Na przykład - popularny olej kokosowy zwykle świetnie sprawdza się na włosach o niskiej porowatości (gładkich, śliskich), a kiepsko na włosach o porowatości wysokiej (kręcone, szorstkie, z podniesioną łuską włosa). W kolejnych notkach postaram się napisać trochę o różnych olejkach, aby pomóc Wam w wyborze tych najlepszych dla Waszych włosów i skóry. Nie każde włosy potrzebują też tak częstego olejowania, jak moje. W większości przypadków olejowanie włosów razy czy dwa na tydzień jest wystarczające :)


Olejujecie swoje włosy? Chciałybyście spróbować, albo szukacie olejku, który będzie dla Was najbardziej skuteczny? Jak dbacie o włosy na co dzień? Podzielcie się swoimi doświadczeniami :)


Całuski
NAVY


wtorek, 5 lutego 2013

Maseczki: algowa Tso Moriri i kasztanowa Bielenda

~NAVY~

Cześć :)
Dzisiaj - krótka recenzja dwóch kosmetyków. 
Dawniej lubiłam używać drogeryjnych maseczek i miałam kilka swoich ulubionych typów. Teraz tego nie robię, najczęściej na twarz nakładam zwykłe drożdże albo inne domowe mieszanki, ale skusiłam się ostatnio na kupno kasztanowej maseczki z Bielendy




Nie mam cery naczynkowej, dla której przeznaczona jest ta maseczka - po prostu skończyła mi się witamina C w kapsułkach, a potrzebowałam jej, żeby trochę podleczyć cerę (nieładnie wysypało mnie po próbach OCM), a opakowanie tej maseczki informuje o wysokiej zawartości właśnie witaminy C oraz - rutyny. Razem z wyciągiem z kasztanowca oraz z miłorzębu japońskiego składniki te powinny uszczelniać ściany naczynek, poprawiać krążenie i działać przeciwzapalnie.


(kliknij, żeby powiększyć)




Krok 1 - nałożyłam serum, które miało się wchłonąć, tworząc bazę pod maseczkę. Tutaj jeszcze oczekiwałam na efekt, skóra wydała się nieco nawilżona, wygładzona, napęczniała jak podczas parówki. Krok 2 - nałożyłam na skórę maseczkę, która okazała się nie bardziej skuteczna, niż sylikonowa baza pod makijaż... Skóra nie wchłonęła jej ani trochę, na twarzy pozostała śliska, żółtozielona warstwa, którą po trzech godzinach zdecydowałam się zmyć. Cera pozostała zaczerwieniona, podrażniona, żadnego efektu na plus.

Maseczka miała załagodzić zaczerwienienia i podrażnienia, a mam wrażenie, że lepiej zadziałałaby tu zwykła cytryna... Uważam, że działanie witaminy C powinno być widoczne, tak jak to się dzieje, kiedy używam domowych maseczek. To samo dotyczy pantenolu i innych składników, które maseczka podobno zawiera. Jest to dla mnie duże zaskoczenie, ponieważ Pink była bardzo zadowolona z działania kremu Bielendy z tej samej serii dla cery naczynkowej. A Wy, używałyście kiedyś kasztanowych kosmetyków Bielendy?

Gdyby ktoś chciał wypróbować, kosmetyki tej firmy można znaleźć w większości Rossmanów.


Jeśli chodzi o maseczkę Tso Moriri, to całkiem inna bajka.




Kupiłam ją z ciekawości, wiedząc, że naturalny, krótki i pewny skład - w nim algi morskie oraz sproszkowany ekstrakt z truskawek - musi zapewniać skuteczność. 


(kliknij, żeby powiększyć)


Tso Moriri jest polską firmą, która na bazie sprowadzanych zza granicy surowców produkuje w kraju naturalne kosmetyki. Algi (glony), podstawa maseczki, mają przede wszystkim nawilżać dogłębnie skórę, działać kojąco. Zawierają dużo witamin, minerałów i aminokwasów. Maseczki algowe są bardzo popularne jako domowe oraz profesjonalne zabiegi na poprawę cery.

Maseczka oprócz alg zawiera glukonolakton, inaczej - kwas PHA, który działa jak bardzo delikatny peeling enzymatyczny, dogłębnie nawilża i nie powoduje podrażnień. Glukonolakton otrzymałam jako jeden z gratisów przy zamówieniu z ZSK - od kilku dni stosuję go w stężeniu 14% w toniku, będę obserwować efekty.





Tej części z Was, która stosowała już algowe maseczki, mogą się one kojarzyć z nieprzyjemnym, rybim zapachem. Dla mnie to pierwsza taka maseczka, którą nakładałam sama i jej zapach był całkiem przyjemnym zaskoczeniem - słodki, rzeczywiście truskawkowy. Za pierwszym razem nałożyłam maseczkę wymieszaną z olejem migdałowym, witaminą C i odrobiną wody, więc nie mogło być efektu peel-off. Za drugim razem użyłam samej wody i wit C - być może źle odmierzyłam proporcje (kierowałam się danymi z opakowania), bo maseczka zdążyła stężeć jeszcze przed nałożeniem :( 

Za trzecim i czwartym razem nie ryzykowałam, ponieważ działanie alg bardzo polubiłam i nie chciałam ich zmarnować - zmieszałam maseczkę z olejami, witaminą C, hydrolatem i włóknami pomarańczy w roli emulgatora.






Taka wersja okazała się idealna :D Myślę, że na opakowaniu zabrakło dokładnej instrukcji przygotowania maseczki. Jeśli chodzi o działanie - witamina C zawsze poprawia wygląd mojej cery, ale algi zapewniły odpowiednie nawilżenie i rozświetlenie :) 

Maseczkę polecam, choć jej cena jest duża, a opakowanie mało praktyczne. Ja swoje zapięłam klipsem.





Kosmetyki Tso Moriri kupuję w Krakowie w aptece-drogerii w Galerii Krakowskiej. Maseczka kosztowała niecałe 11zł, opakowanie wystarcza przynajmniej na kilka użyć.


Macie swoje ulubione maseczki lub kosmetyki, które natychmiastowo poprawiają wygląd cery? A może korzystacie z domowych produktów - ogórków, mleka, miodu? Próbowałyście kiedyś maseczki drożdzowej? :)


Całuski
NAVY


niedziela, 3 lutego 2013

HAUL: ZSK. Jak tworzyć własne kosmetyki? + o rynku kosmetycznym słów kilka

Cześć!
W ubiegłym tygodniu dotarło do mnie duże zamówienie ze strony Zrobsobiekrem.pl - popularnego sklepu z półproduktami kosmetycznymi

Zrobiłam kilka zdjęć dla tych z Was, które są ciekawe, jak to wygląda - jak pakowane, porcjowane i przechowywane mogą być półprodukty. Na zdjęciach: olejki, masło shea, kilka składników aktywnych jak witamina B5 (pantenol) czy keratyna, guma ksantanowa - zagęszczacz, włókna pomarańczy (służące do złączenia w kosmetykach fazy wodnej i olejowej), buteleczka konserwantu oraz gratisy, które razem z Pink otrzymałyśmy od sklepu :)





Olejki: petitgrain, avocado, keratynę oraz pantenol mam zamiar zmieszać w odżywce do włosów - zainspirowanej cytrusową odżywką John Masters Organics. Czekam jeszcze na zamówiony ekstrakt z aloesu (bazą ma być żel aloesowy) i olejek cytrynowy

Wykonanie takich kosmetyków jest całkiem proste. Wiele porad, instrukcji znajdziemy na stronie samego sklepu: Zrobsobiekrem.pl oraz w Internecie. Postaram się przygotować dla was kilka własnych kosmetycznych przepisów i porad. Przede wszystkim - należy orientować się w liczeniu proporcji, procentów, zapoznać ze skalą pH i sposobami łączenia fazy wodnej oraz olejowej. Warto wykorzystać gotowe bazy kremowe i mieszanki witamin czy liposomów (np. na cellulit, łupież). Potem pozostaje dobór odpowiednich składników. Jeśli jesteście dociekliwe, nie sprawi Wam to większego problemu, a kosmetyki DIY można dostosować do własnych potrzeb - to daje im znaczną przewagę nad produktami sklepowymi. 



Zakupiłam również hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy, który okazał się całkiem wszechstronny. Na pewno napiszę o nim jeszcze kilka słów.




Całkiem przyjemne gratisy od sklepu: 



ZSK jako sklep z półproduktami jak najbardziej polecam. Warto jednak porównać ich ofertę z innymi firmami (e-naturalne.pl, mazidla.com i kilka innych).


Przy okazji tego, że wpis dotyczy DIY, chciałabym poruszyć pewną kwestię, o której pisała dziś na blogu Italiana (klik). Wpis dotyczy kopiowania składów kosmetyków - zachęca do ich rozpracowywania i tworzenia własnych, kilkakrotnie tańszych produktów. Ok, jest to całkiem opłacane, ale - zacytuję swój komentarz:

" Ja swoją przygodę z kosmetykami własnej roboty zaczęłam własnie od analizy składów takich kosmetyków, jak wcierka Kaminomoto czy odżywki John Masters Ogranics - kosmetyków bardzo polecanych, bardzo drogich i całkowicie naturalnych. Za bardzo niskie kwoty mam więc w kosmetyczce kosmetyki DIY, które w stu procentach spełniają moje oczekiwania - może nie są jakościowo tak dobre, jak oryginalne, ale myślę, ze równie skuteczne, poza tym zawsze jestem pewna źródeł oraz ich składu, mogę też zmodyfikować ich proporcje do własnych potrzeb. Myślę jednak, źe warto wspierać swoimi pieniędzmi firmy, ktore proponują nam kosmetyki naturalne tak dobrej jakości. Nie stać mnie na odzywki JMO, ale często kupuje eko kosmetyki innych firm - pamiętajcie, ze to my, konsumenci, wpływamy na to, jak kształtuje się rynek. Jeżeli zależy nam na tym, żeby półki sklepowe zapełniały się kosmetykami eko, to warto docenić firmy, które przykładają wagę np. do uzyskania certyfikatów Ecocert - i wspierać je również z własnej kieszeni. Tym bardziej, że część z Waszych domowych kosmetycznych pracowni nie uzyskałaby takiego certyfikatu, mimo tego, że składy domowych kosmetyków mogą wydawać się w 100% naturalne. (...)"

Myślę, że decydując się na kupowanie jedynie kosmetyków naturalnych, nietestowanych na zwierzętach, powinnyśmy szerzej patrzyć na zjawiska zachodzące na rynku kosmetycznym. Zauważmy, że niektóre firmy, np. Rossmann oferują nam zarówno kosmetyki testowane, jak i nietestowane na zwierzętach - pytanie do nas: czy chcemy wspierać tę firmę? Kupując w sklepie spożywczym tani olej, np. z migdałów, nie mamy pewności, w jaki sposób jest pozyskiwany. Czy do jego produkcji nie jest wykorzystywana praca dzieciTaką pewność dają nam certyfikaty, których otrzymanie wymaga dużego nakładu pieniężnego. Surowce w 100% naturalne i uzyskiwane z zachowaniem wszelkich norm również są o wiele droższe. Nie nakłaniam Was do konkretnych wyborów, ale pamiętajmy, że przede wszystkim to MY mamy wpływ na to, co będzie pojawiać się na sklepowych półkach

Dziękuję wszystkim, którzy czytają nasz blog - liczę na to, że skusicie się w końcu na krótkie komentarze. Wszystkie recenzje i wpisy przygotowujemy specjalnie dla Was, więc nieustannie liczymy na uwagi, wskazania i opinie, czy to na temat wpisów, czy kosmetyków, o których piszemy. Sama niektóre tematy podejmuję ogólnikowo, ale zapraszamy do dyskusji - jeśli macie jakieś pytania, piszcie :)

NAVY