niedziela, 10 marca 2013

Seria wzmacniająca RADICAL: do włosów zniszczonych i wypadających

~PINK~

Kiedy moje włosy zaczęły wypadać w większej ilości, chciałam zrobić cokolwiek, aby przestały. Udałam się do dermatolog, która zaleciła mi stosowanie preparatu Loxon

Postanowiłam jednak, że szampon, którego będę używała, przeznaczony będzie również do zwalczania tego typu przypadłości - chociaż wiem, że po stosowaniu go nie mogę spodziewać się spektakularnych zmian.

Zdecydowałam się na szampon Farmona - Radical oraz mgiełkę z tej samej serii.




SZAMPON Farmona: Radical - seria wzmacniająca: do włosów zniszczonych i wypadających

Zużyłam dwa opakowania tego produktu dlatego uważam, że coś mogę już na jego temat powiedzieć. Butelka szamponu posiada duży otwór i bardzo rzadką konsystencję, przez co nie jest wydajny. Zapach jest intensywnie ziołowy - myślałam, że nie przypadnie mi do gustu, jednak śmiało mogę powiedzieć, że uzależniłam się od niego. Przy pierwszym myciu trudno się pieni. Aby zwiększyć jego spienianie, a przy okazji wydajność, nalewam porcję szamponu do szklanej miski i mieszam z odrobiną wody (popularna metoda kubeczkowa) - dopiero taką mieszankę nakładam na skalp. Umyte włosy "skrzypią" w rękach (można porównać do szmatki skrzypiącej na czystej szybie), są błyszczące i miękkie. Po wyschnięciu włosów zapach jest niewyczuwalny. 

Wiele osób skarży się na to iż nie może rozczesać później włosów. Sposób pielęgnacji moich włosów powoduje, że nie mam takiego problemu. Gdyby szampon Radical nie zawierał SLSów, z pewnością wracałabym do niego. Nie kosztuje dużo, a zauważyłam, że stan moich włosów poprawił się minimalnie, na pewno - wizualnie.





MGIEŁKA Farmona: Radical - seria wzmacniająca: do włosów zniszczonych i wypadających

Dzięki pojemnikowi z atomizerem mgiełkę łatwo można aplikować na włosy - w moim przypadku mokre, zaraz po umyciu.  Mgiełka nadała blasku, nie obciążyła ani nie wysuszyła moich włosów, jednak nie spostrzegłam większego wpływu na ich realny stan.


(powiększ)


W jaki sposób pobudzacie swoje włosy do wzrostu? Stosujecie wcierki albo inne kosmetyki tego typu? Miałyście kiedyś problemy z wypadaniem?
Buziaki
PINK

wtorek, 5 marca 2013

Lutowe odkrycia: kremy NONI CARE i ałun w sprayu (CRYSTAL)

~NAVY~

Cześć, kochane!
Dzisiaj tylko kilka słów na temat lutowych zakupów - czas nas goni, matura blisko :( Ważne, że zima w końcu mija. Robi się coraz cieplej, więc z natłuszczania możemy powoli przestawiać się na nawilżanie - szczególnie, jeśli mówimy o delikatnej skórze twarzy. Stąd moje ostatnie odkrycie - krem NONI CARE.






Bardzo ładne opakowanie. Firma NONI produkuje kilka rodzajów kremów - dzienny, dzienny 40+ (również zrecenzuję), na noc oraz pod oczy. Wszystkie mają w składzie sok z owoców noni (chwalony jakiś czas temu jako produkt leczniczy, a wręcz - magicznie uzdrawiający), lanolinę, glicerynę, olejki oraz naturalne ekstrakty. Filtr UV nie jest stabilny, zapewnia go olej kokosowy. Jeśli używamy kwasów lub używamy na co dzień filtrów, ten nie będzie wystarczający.





Krem przepięknie pachnie - cukierkowo, owocowo. Przyjemnie się rozprowadza, natychmiastowo nawilża i przynosi ulgę podrażnionej skórze. Trudno określić, czy jest lekki, czy treściwy - schnąc, staje się trochę lepki. Skóra robi się ściągnięta. Dobrze stapia się z podkładem, jeśli warstwa kremu nie jest zbyt gruba - wtedy może się troszkę kleić. Nie świeci się.




Krem gryzie się odrobinę z kwasami - ekstrakty działają dość mocno. Jeśli traktujecie buzię mocnymi olejkami, jak cynamonowym czy grejpfrutowym, albo kwasami AHA, PHA - z tym kremem (oraz z maseczkami NONI CARE) obchodźcie się ostrożnie. Nie zrobił mi krzywdy, ale odczucia były nieprzyjemne :)




Poza tym bardzo polubiłam ten produkt. Nie kosztuje dużo, bo 17zł w Rossmannie (ostatnio - cena na do widzenia: 10zł, ale pewnie wróci do asortymentu). Naprawdę ładnie pachnie. Polecam jako uzupełnienie codziennej pielęgnacji, ja nakładam go na buzię pod filtr i podkład.



Drugim odkryciem jest ałun w sprayu firmy Crystal Essence. To dość zabawne, bo prawdziwie odkrywczy wydawał się już sam ałun - dezodorant w kamieniu. Spray jest całkiem fajną alternatywą kamienia, całkiem przyjemną w aplikacji. Wydaje się być bardziej higienicznym rozwiązaniem. 





Dla wyjaśnienia - kilka słów od producenta:

Co wyróżnia dezodorant Crystal?
Zwykłe dezodoranty tylko tuszują nieprzyjemny zapach potu, dzięki zawartym w nich środkach chemicznych. Dezodoranty Crystal® radzą sobie z tym naturalnie! Dzięki zawartości naturalnych soli mineralnych zabijają bakterie odpowiedzialne za przykry zapach nawet po wytężonym wysiłku fizycznym. 


Spray jest dwuskładnikowy - to rozpuszczone w hydrolacie sole ałunu z dodatkiem pachnącego olejku z granatu. Ładnie pachnie, jest dość skuteczny. Nie podrażnia, nie wysusza. Nie zawiera żadnych związków chemicznych. Może służyć również do dezynfekcji rąk. 



Różowa wstążka podkreśla to, że ałun, w przeciwieństwie do większości innych dezodorantów, nie przyczynia się do raka piersi.


Ałun kupiłam w Rossmannie za 15zł. Zdecydowanie polecam! Testowałam jedynie wersję z granatem. Wystarczył mi na około 1,5 miesiąca. Wersja w kamieniu może służyć nawet do roku czasu. 

Całuski,
Navy

piątek, 1 marca 2013

Szampon: Anti-Allergic Hair Shampoo, Organique. W poszukiwaniu ideału...

~NAVY~

Cześć!

Ostatnio dość dużo wpisów o pielęgnacji włosów - i tak, przygotowałam dla Was recenzję kolejnego szamponu, którego skład pozbawiony jest detergentów anionowych i sylikonów. Jak na razie jestem bardzo zadowolona z tej drogi pielęgnacji, pomimo codziennej stylizacji z użyciem prostownicy. Włosom służą dobrze dobrane olejki, a nie podrażniana skóra wydaje się zdrowsza niż kiedykolwiek. 


Szukam szamponu idealnego, dlatego zrezygnowałam z Providy, ale chyba nigdy nie będę naprawdę zadowolona ze swoich włosów. Mocny skręt utrudnia mi życie: noszę grzywkę i zawsze staram się co najwyżej o delikatne fale, inaczej fryzura wygląda nienaturalnie. Zastanawiam się ostatnio nad zabiegiem prostowania keratynowego, szczególnie nad productem: Cocochoco, brazylijską mieszanką na bazie masła kakaowego. Podobno nie zawiera drażniącego formaldehydu, który znajduje się w większości kosmetyków prostujących i - działa skutecznie. Zabieg taki ma przede wszystkim wzmacniać włosy, w drugiej kolejności prostować je... Co o tym myślicie? Czy któraś z Was korzystała z takiej metody? 




Anti-Allergic Hair Shampoo, Organique






Szampon przedstawia się całkiem sympatycznie, zwrócił moją uwagę na półce. Ma bardzo ładny skład - zawiera mocno nawilżające glicerynę i mocznik, wygładzający włosy jedwab, kompleks ceramidów (naturalne substancje tłuszczowe, które tworzą warstwę lipidową skóry) oraz naturalne ekstrakty. Pachnie jak sok jabłkowy z kartonu.




Opakowanie informuje nas o tym, że w składzie szamponu nie znajdziemy: detergentów, parabenów, wazeliny, parafiny i innych pochodnych ropy naftowej, formaldehydu, silikonów, etanoloaminy, a więc - substancji szkodliwych, drażniących, rakotwórczych czy - wywołujących alergię.





Szampon, zgodnie z opisem na opakowaniu, jest niesamowicie delikatny (producent poleca go dla skóry wrażliwej, alergicznej).  Na opakowaniu możemy przeczytać o substancji nazwanej IRICALMIN, która ma zapobiegać mikrourazomZ ciekawości użyłam szamponu nie tylko do włosów, ale też do przemycia wysuszonej i podrażnionej skóry - rzeczywiście, złagodził stan zapalny i swędzenie.

Miałam wrażenie, że będzie się dobrze pienił, jednak ma konsystencję typową dla naturalnych szamponów - niestety jest bardzo wodnisty i mało wydajny. Nie potrzebuję piany, ale na włosy musiałam nakładać go jeszcze więcej, niż ostatnio opisywanej Providy. Organique jest świetny, jeśli nakładacie na włosy tylko lekkie maseczki; przy olejach sprawdza się bardzo kiepsko. Zdarzyło mi się nawet, że po wysuszeniu włosów musiałam umyć je jeszcze raz innym szamponem :)

Czy wzmacnia włosy? Na pewno nie zaszkodził, nie wysuszył. Mogę powiedzieć o lekkim nawilżeniu, ponieważ podkreślał skręt. Niestety skończyłam butelkę zbyt szybko, żeby ocenić długotrwały efekt.




Butelka mało praktyczna, kilka razy rozlał mi się w kosmetyczce.

Poza tym - skóra głowy przy użytkowaniu tego szamponu była w świetnej kondycji. Sprawdza się na wszelkie podrażnienia. Bardzo polecam go osobom, do których adresowana jest seria Anty-Allegric, a więc - wszelkim wrażliwcom. Niestety, trochę kosztuje, w butelce jest tylko 250ml, a do umycia długich, naolejowanych włosów trzeba go zużyć bardzo dużo.

Używałyście kiedyś kosmetyków firmy Organique? Szamponów, mydeł albo balsamów? Jestem bardzo zainteresowana ich produktami, w większości mają starannie dobrane i dopracowane składy. W Krakowie są też dość łatwo dostępne (stoisko m.in. w Bonarce). 


Całuski,
Navy

wtorek, 26 lutego 2013

Szampon: Provida Organics - oliwka i koniak

~NAVY~

Cześć!
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam kolejny z testowanych przeze mnie szamponów - oliwkowo-koniakowy szampon firmy Provida. Szampon kupiłam, ponieważ bardzo polecała go jedna z krakowskich blogerek, link tutaj.


Szampon Provida Organics: oliwka i koniak




  • w 100% naturalny kosmetyk
  • nie zawiera SLS, SLES (detergentów)
  • nie zawiera sylikonów
  • podstawą kosmetyku są wyciągi ziołowe, olejki i koniak
  • dobrze się pieni i rozprowadza
  • bardzo przyjemny, słodki zapach
  • trzeba go dużo nałożyć, aby umyć włosy po olejowaniu
Szampon jest naprawdę ok, ale: szału nie ma. Inaczej niż przy szamponach, które recenzowałam wcześniej, przy tym produkcie miałam trudności ze zmyciem olejków.

Szampon musiałam nakładać dwukrotnie; później - nakładałam go więcej na skórę głowy i odrobinę na same włosy. To oznacza minus w kwestii wydajności - jedno mycie wymaga większego zużycia szamponu.

Włosy po umyciu ładnie pachną, są sypkie, nawilżone, oczyszczone. Zdecydowanie zyskują na objętości, stają się jakby lżejsze i bardziej sprężyste.


Dodatek koniaku ma na celu dodatkową pielęgnację skóry głowy. Tak jak pisałam w poprzednim poście o szamponach, odrobina alkoholu pomaga w oczyszczeniu skalpu, zapobiega podrażnieniom, grzybicom i tym podobnym. W tej kwestii szampon dobrze spełnia swoje zadanie - w końcu odważyłam się zrezygnować z codziennego mycia głowy, a włosy i skóra są zdrowe, świeże :)

Kosmetyki Providy w Krakowie są dostępne w Aptece Studenckiej na ul. Studenckiej. Cena - ok 35zł.

Mimo uwagi o wydajności, szampon oceniam pozytywnie, włosy wyglądały coraz lepiej i zdrowiej. Firma Provida produkuje jeszcze kilka innych szamponów z tej serii, pewnie wypróbuję jeszcze któryś z nich - a Wy, używałyście kosmetyków tej marki? Jaka jest Wasza opinia?

Całusy
Navy

niedziela, 17 lutego 2013

Codzienna pielęgnacja włosów. NAVY. Sylikony, detergenty i prostownica

~NAVY~

Cześć!
Pisałam już o olejku arganowym, maśle shea i o szamponach, które stosuję, ale to nie wszystko; jest kilka innych rzeczy, których staram się pilnować, jeśli chodzi o moje włosy. Dzisiaj, uprzedzając pytania, chciałam opowiedzieć Wam, jakie zabiegi na nich wykonuję i jakich zasad się trzymam :)

Słowem wstępu: mam brązowe, mocno kręcone włosy, podniszczone kilkukrotnym farbowaniem, trwałym prostowaniem, prostownicą i suszarką :) 


Tak, jak obiecywałam, dalej obiecuję wrzucić zdjęcia - problem polega na tym, że w chwilach, kiedy mam wolny czas na robienie zdjęć, włosy leżą raczej pod olejową kołderką:P







Włosowa-rutyna i najważniejsze zasady:

1. OLEJOWANIE
Tak jak pisałam w poprzednich postach, każdego wieczora nakładam na włosy olejek i dokładnie wcieram go w skórę głowy. Dopiero rano myję głowę, a w mokre włosy wcieram jeszcze kilka kropel olejku arganowego. Na zdjęciu  - lekko zielonkawa od rozmarynu mieszanka olejów, której używam.




2. MYCIE
Włosy myję zgodnie z instrukcją szamponu. Do tego delikatnie masuję skalp, żeby dokładnie go oczyścić i pobudzić krążenie. Staram się nie pocierać zbyt dużo włosami o siebie, aby zapobiec ich łamaniu. Do mycia głowy używam szamponów bez detergentów (w składzie: Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate) i bez sylikonów (dimethicone, trimethicone i podobne z nazwy), których częste używanie prowadzi do niszczenia włosów na zasadzie błędnego koła. 






Obecnie używam szamponu firmy TSS, takiego jak na zdjęciu. Po zmyciu szamponu na około 15-30min nakładam na włosy nawilżającą maskę z Alterry. Później spłukuję. Z maski jestem bardzo zadowolona - włosy są po niej miękkie, śliskie, łatwe do rozczesania.







Jak to jest z tymi sylikonami?

Sylikony, choć wizualnie poprawiają wygląd zniszczonych włosów, obciążają je i tylko sztucznie wypełniają. Zapobiegają łamaniu włosów, ale nie odżywiają ich i nie wzmacniają w rzeczywistości, za to gromadzą się i wymagają zmywania mocnym szamponem, zawierającym detergenty. Detergenty mają działanie drażniące i wysuszające nie tylko dla włosów, ale też dla skóry głowy. Odkąd zrezygnowałam z sylikonowych odżywek i mocnych szamponów, pożegnałam się z problemami skórnymi i moje włosy wyglądają coraz lepiej.

Nie każdemu jednak polecane jest całkowite odstawienie sylikonów - czasami na początku trzeba wzmocnić włosy poprzez suplementację i odpowiednie odżywki, zanim będzie można pozbawić je sztucznej ochrony. 


Część sylikonów (dimethicone copolyol, lauryl methicone copolyol, sylikony z hydrolizowanych protein zboża oraz te zaczynające się na PEG), jest też podatna na zmywanie zwykłą wodą - takich, o ile poprawiają wygląd naszych włosów, nie musimy się obawiać.




3. CZESANIE
Polecam Wam czesanie suchych włosów. Mokre są słabsze i narażone na zniszczenie. Ja niestety czeszę mokre włosy (po wtarciu odrobiny olejku), ponieważ suche mocno kręcą się i plączą. Nie wyobrażam sobie rozczesania ich suchych w takim stanie - ale mam nadzieję, że to się zmieni :) Używam wyłącznie szczotki drewnaniej; wcześniej używałam plastikowej, ale ta drobna zmiana naprawdę robi różnicę :)

4. SUSZENIE, STYLIZACJA...
Włosy suszę naturalnie bądź suszarką (z małą mocą/na zimno) - zależnie od tego, ile mam czasu na wyjście. Wspominałam też o tym, że używam prostownicy. Moje włosy są mocno kręcone, a ja ze względu na wysokie czoło noszę grzywkę. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z tej części stylizacji. Dzięki olejowaniu olejkami z dodatkiem rozmarynu, moje włosy dużo lepiej znoszą działanie wysokich temperatur. Oczywiście, włosy prostuję na sucho i bez olejów (przyłożenie prostownicy do naolejowanych włosów można przyrównać do smażenia). W końcówki suchych, ułożonych już włosów wcieram masło shea, które skutecznie je wygładza i chroni oraz własnoręcznie ukręconą odżywkę z keratyną.

Na noc (oraz pod szalik, czapkę i trzy kaptury) zaplatam delikatny warkocz, aby włosy nie ocierały się o siebie. Spinam je wyłącznie delikatną, welurową gumką. Na co dzień są rozpuszczone.

Końcówki przycinam co miesiąc. Nim wprowadziłam nowe zasady, musiałam robić to o wiele częściej (naprawdę!), dlatego bardzo trudno było mi zapuścić włosy. W tym momencie jest ich więcej o około 5-6 centrymetrów :)

Jeśli macie jakieś pytania w kwestii pielęgnacji włosów, własne opinie i obserwacje - piszcie. W kolejnym wpisie chciałabym opowiedzieć coś więcej o olejkach i może uda mi się się zrecenzować następne z przetestowanych szamponów :) 


Chciałam tez zapytać, w jaki sposób zabezpieczacie końcówki swoich włosów przed łamaniem?

Całuski
NAVY

sobota, 16 lutego 2013

Wody kwiatowe: hydrolaty - neroli i różany

~NAVY~

Cześć!
Tak jak pisałam, ostatnio zamówiłam z ZSK hydrolat neroli - wodę z kwiatów gorzkiej pomarańczy. Ma prześliczny, kwiatowy, słodko-gorzki zapach i ostatnio używam jej jako bazy do wszelkich mgiełek, kremów i odżywek. Stosowana bez dodatków, rozpylana na twarz czy włosy bezpośrednio z atomizera - świetnie nawilża i łagodzi. Poleca się ją do cery naczynkowej.

Miałam wątpliwości, czy hydrolaty nie będą wysuszać mojej cery, przecież: zostawić na skórze wodę do wyschnięcia - to dość ryzykowne. Ale, jeśli chodzi o neroli czy wodę różaną (ktorej dużą butelkę można kupić w Galerii Krakowiej, w Kuchniach Świata za 8,50zł) - nie wysychają, wchłaniają się i pozostawiają skórę nawilżoną. Do tego mają piękne, delikatne i relaksujące zapachy.

Na zdjęciu - 200g hydrolatu z ZSK:




Niżej - hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy kupiony w drogerii-aptece w Galerii Krakowskiej - mniejsze (100ml) i droższe opakowanie (22zł), ale pachnie intensywniej - bardzo, bardzo ładnie - i przez to bardziej przypadł mi do gustu:





Na co dzień hydrolatów można używać ich jako mgiełki do ciała, twarzy, włosów. Zapobiegają wysuszaniu skóry w suchych, ogrzewanych pomieszczeniach i mogą pomóc przy podrażnieniach, alergiach. Najlepsze do takich zabiegów są buteleczki z atomizerem.

Hydrolaty sprawdzają się jako bazy kosmetyczne do kremów, toników, odżywek. Staram się stosować je tam, gdzie tylko jest to możliwe zamiast zwykłej wody. Większość hydrolatów ma neutralne pH (jednak warto sprawdzić to dokładnie u producenta), więc można na ich podstawie tworzyć kosmetyki z kwasami AHA, BHA (przeciwtrądzikowe, złuszczające).

Walcząc z wypryskami i wysuszoną skórą używałam hydrolatu neroli. Stosowałam go zamiast wody do mycia twarzy, w ciągu dnia zwilżałam buzię; myślę, że trochę pomógł, załagodził stany zapalne i nawilżył, a w połączeniu z kwasem PHA (15%) posłużył do wykonania bardzo skutecznego toniku.

A Wy - używacie hydrolatów, wody różanej do pielęgnacji skóry? Co myślicie o takiej formie nawilżenia? Macie problemy z wysuszeniem skóry w pomieszczeniach, szczególnie w sezonie grzewczym? Jak sobie z tym radzicie?


Całuski
NAVY


niedziela, 10 lutego 2013

The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea

~PINK~

Hej dziewczyny!
Ze mną kolejny ponury dzień i kolejna nudna niedziela. Dziś jednak postanowiłam, że wykorzystam ten czas efektywnie i postanowiłam wziąć się za renowację moich zimowych butów. Jednak nie o tym post... Podczas tych zabiegów moje ręce stały się suche, więc sięgnęłam po mój ulubiony krem i postanowiłam go Wam przedstawić.


The Secret Soap Store: Krem do rąk z masła shea





Zakup tego kremu to całkowity spontan. Niestety, bardzo długo broniłam się od wszelkiego rodzaju kremów i olejków; nie byłam w stanie znieść żadnego z nich na moich dłoniach (oraz stopach, ale nie o tym mowa). Myśląc o tym, jak będzie wyglądała moja skóra za kilka lat postanowiłam, że muszę to zmienić. Pielęgnację skóry dłoni rozpoczęłam zimą kupując ten produkt, który zdecydowanie zachwycił mnie. 

Pierwsze co dostrzegłam, sięgając po krem to: 20% zawartość dobrze znanego nam masła Shea (inaczej "karite" co oznacza: "życie" ), które doskonale nawilża i natłuszcza, sprawia również, że konsystencja kremu jest gęsta (mimo tego krem łatwo rozprowadza się). Pozostawia lepki film oraz CUDOWNY zapach, który zaważył na jego zakupie. Mój krem pachnie porzeczką, zapach ten jest świeży i orzeźwiający, przypomina mi pudrowe cukierki z dzieciństwa; jako iż uwielbiam słodko-owocowe kombinacje - musiałam go wziąć. Jest też bardzo wydajny. Przynosi ulgę dłoniom zmarzniętym i podrażnionym przez czynniki zewnętrzne. 





Cena kremu jest dość wysoka (18-21zł), co zapewne wynika z jego naturalnego składu. 0% SLES, PARABENÓW, SILIKONÓW. Nie zawiera substancji z upraw modyfikowanych oraz nie jest testowany na zwierzętach. Zawiera ECO-certyfikowane masło Shea. Należy wykorzystać go do 6 miesięcy po otwarciu. 

Rada na koniec: Pamiętajcie, aby zawsze, kiedy używacie silniejszych środków do czyszczenia, zakładać na dłonie gumowe rękawiczki - uchronią was one przed działaniem detergentów na skórę dłoni!

A wy - jakich kremów używacie zimą? Czy któraś z Was tak samo jak ja wystrzegała się specyfików do pielęgnacji dłoni?




Buziaki
PINK